Aromatyczne atrakcje turystyczne Amsterdamu

Zapraszam na przegląd aromatycznych atrakcji turystycznych Amsterdamu. I nie tylko, bo także szerzej: roślinnych jak ogrody botaniczne i arboretum położone na jednym z najpiękniejszych cmentarzy, jakie widziałam. Poszukamy też wątków aroma w innych miejscach, nieco mniej oczywistych, jak jedyne na świecie muzeum… mikrobów. 

Co ciekawego w Amsterdamie?

Jeszcze nie tak dawno myślałam o przeprowadzce do Holandii. Robiłam gruntowny risercz na temat klimatu, pracy zdalnej, języka, podatków, służby zdrowia itd. Nie wyszło, o czym później. W każdym razie od jakiegoś czasu wybierałam się tam jak sójka za morze. Trochę spontanicznie trafił mi się wyjazd do Amsterdamu i chętnie skorzystałam. Cała wyprawa trwała od soboty rano do wtorku wieczorem. Krótko, ale jak zawsze intensywnie i od lat – aromatycznie.

Co więc warto zobaczyć w stolicy Niderlandów? To miasto jak Londyn, Berlin czy Rzym – pełne atrakcji. Sezon na city break jest właściwie całoroczny, chociaż prognoza 18 stopni i deszcz pod koniec czerwca brzmiała niezbyt ciekawie. Jednak w przeciągu kilku dni zmieniła się i mimo podobno rekordowo deszczowego i chłodnego lata, temperatura skoczyła od 20 do 27 stopni w środku dnia. Nie było to jednak wielkim problemem, bo w hotelu klima, w mieście łatwo o cień i zieleń, a do tego przyjemna, leciutka bryza.

Czy te ogródki to Ateny? Nie, to nowa zabudowa w stolicy Holandii.

Estetyka miasta robi wrażenie. Jest spójna, ale nie nudna – w centrum tradycyjna, na obrzeżach nowoczesna. Widać dbałość o zieleń i rośliny. Mądrą dbałość, nieco zaniedbaną czasem. Bez wszechobecnej depilacji trawnika. Praktycznie nie było też słychać koszenia, wykaszarek (raz trafiła się wycinka dużego drzewa w parku – na pewno nie bez powodu). Czasem słychać budowę lub robotników drogowych, ale jest tego mało jak na te monumentalne budowle, które teraz powstają.

Ogromnym plusem jest też komunikacja, rowerowa lub miejska. Wiele aut elektrycznych. Czasem najgłośniejsze były minicary (pewnie diesle). Cudowne ukojenie dla uszu, zmęczonych polską pornofonią.

Co do rowerów – nie ma się czego bać 😉 Jest bezpiecznie. Szybko zaczęłam przechodzić na czerwonym świetle i generalnie w bardzo dowolny sposób przez ulice 😉 Jest jeszcze jedna zaleta rowerów (poza ciszą, bezpieczeństwem). Amsterdam ma młodą populację – miasto uniwersyteckie i zwłaszcza yuppies. Ale ludzie są… szczupli i sprawni fizycznie, nawet jeśli nie są już młodzi. Styl życia jest aktywny, chociaż raczej w rytmie slow.

Po prostu nic tylko pogratulować, pozazdrościć i ponaśladować 😉 Dużo osób pływa też łódkami, raczej większych rozmiarów niż kajakiem, często popijając winko na pokładzie 🙂

Miasto robi naprawdę przyjemne wrażenie. Jest bardzo czyste jak na tę skalę, chociaż miejscami leżą niedopałki papierosów i bardzo okazjonalnie inne śmieci. Po psach skutecznie posprzątane. Nie śmierdzi. Nie widać problemów, w jakie niestety obfituje wiele dużych miast Europy: bezdomność, przestępczość.

Plusem w czerwcu jest też długi dzień. Kiedy w Polsce słońce zachodzi, w Amsterdamie jeszcze trwa dzień. Naprawdę ciemno zaczynało się robić w okolicy 23:00. Sporo atrakcji czynnych jest do 17:00, ale są i takie, które można zwiedzać do 22:00. I od takich zaczniemy 😉 Bo nie ma jak wybrać się do muzeum w sobotę wieczorem 😉

Konopie i coffee shopy

To jest specjalność stolicy Holandii. Kraj jest niezwykle progresywny. Reszta Europy jest pod wieloma względami daleko w tyle.

Konopie to rośliny aromatyczne, co chyba poczuł kiedyś każdy na jakiejś ulicy w większym mieście, w dowolnym kraju w Europie. Nie jest to może jakiś aromat, z którego od razu chce się komponować perfumy, ale nic nie jest idealne 😉

Jednak olejek eteryczny ani hydrolat, które z konopi możemy wydestylować, nie grają w przypadku zastosowań terapeutycznych pierwszych skrzypiec. Tych związków w destylatach zasadniczo nie ma, ale znajdziemy je w różnego typu ekstraktach. Najbardziej znane to CBD i psychoaktywne THC.

Nie wnikając w temat głębiej z wielu względów, przejdźmy do konopnych atrakcji w Amsterdamie. Warto zajrzeć do Hash Marihuana & Hemp Museum. Muzeum jest niewielkie, zwiedza się z przewodnikiem audio. Placówka zaczęła powstawać w latach 80. XX w., więc nie jest mega nowoczesna czy interaktywna.

Ekspozycja poświęcona jest historii, sztuce, są wątki religijne i oczywiście medyczne. Mnie najbardziej podobały się stare butelki apteczne i opakowania po lekach.

W muzeum jest sklep, w którym można nabyć książki, ubrania z konopi czy CBD.

W obliczu coffee shopów nie robi większego wrażenia obecność head shopów (zajmują się sprzedażą utensyliów, także dla palaczy tytoniu).

Na ulicach w niektórych dzielnicach szerzy się też nowy trend – grzybowy czy w ogóle psychodeliczny (smart shops).

A jak jesteśmy przy aromatycznych używkach – zwiedzać można też destylarnię House of Bols, wypić drinka, także bezalkoholowego, czy zrobić kurs robienia koktajli. Jest też duuuużo wąchania, składniki i same koktajle. Można zobaczyć, na czym polega destylacja, maceracja i perkolacja. Pamiętajmy, to z tych rejonów pochodzi prekursor ginu (w uproszczeniu), czyli genever.

Niestety nie udało mi się zwiedzić muzeum kakao – było akurat zamknięte.

Chętnie zwiedziłabym też muzeum herbaty, bo aktualnie zajmuję się tematem zapachu herbaty, ale niestety takowej placówki nie znalazłam.

Ogrody Amsterdamu

Ogrody botaniczne, arboreta, parki to dla mnie zawsze ważny punkt programu. W Amsterdamie można zwiedzić dwa ogrody botaniczne.

Pierwszy z nich to Hortus Botanicus – jeden z najstarszych ogrodów botanicznych na świecie! Założony już w 1638 r. przez miasto dla medyków i aptekarzy. Dla porównania Chelsea Physic Garden powstał w 1673 r., najstarszy polski ogród botaniczny (czyli ogród bot. UJ, o którym pisałam we wpisie: Kraków – atrakcje nie tylko dla farmaków ) w 1783 r., a słynny londyński Kew Gardens powstał dopiero w 1840 r.

Ogólnie ogród spoko, ale jest mały (część w remoncie) i wyobrażałam sobie, że będzie jakiś efekt wow. Nie było, chociaż palmiarnia naprawdę fajna. Można zobaczyć. Ale nie trzeba.

Za to jeśli macie trochę czasu i chcecie przejechać się parę przystanków metrem z Amsterdam Centraal, to warto zajrzeć do ogrodu botanicznego należącego do Vrije Universiteit Amsterdam. Ogród również jest mały, ale mnie podobał się bardziej. Zaletą jest też wstęp wolny.

Bardzo fajna kolekcja kaktusów, bonsai i cytrusów. Bardzo miło było mi zobaczyć po raz pierwszy na żywo owoce cedratu/cytronu. To pierwszy cytrus, który pojawił się w okolicach Europy już w starożytności. Fascynujący temat, mogę o nim długo mówić na wykładach 😉 Tu tym bardziej ciekawie – odmiana określana jako ręka Buddy.

Amsterdam nietypowe atrakcje – arboretum De Nieuwe Ooster

Niezwykle urzekające jest też pewne nietypowe arboretum o nazwie De Nieuwe Ooster. Dlaczego nietypowe? Po raz pierwszy byłam bowiem w arboretum będącym jednocześnie… cmentarzem.

I powiem Wam, że pomysł jest genialny i powinien być częściej realizowany. Był to jeden z najpiękniejszych cmentarzy, jakie widziałam. Ścisłe top 3 wraz z I cmentarzem ateńskim pełnym bieli, słońca, cytrusów, cyprysów, oliwek i kotów oraz częściowo odrestaurowanym a częściowo pozostawionym przyrodzie Arnos Vale w Bristolu.

Trzeba też przyznać, że wiele starych, wiejskich cmentarzy na Wyspach Brytyjskich jest bardzo urokliwych – naprawdę klimaty jak z filmów kostiumowych. Są jednak niewielkie, a to arboretum nadaje się na dłuższy spacer.

Groby i nawet całe alejki wyglądają różnie. Jest część wojskowa, na której pochowani są też polscy żołnierze polegli podczas II wojny światowej oraz wielu żołnierzy walczących w armii brytyjskiej.

Na niektórych grobach rośnie lawenda, na innych poziomki. Para gęsi wychowuje dzieci. Widziałam też najpiękniejszy chyba okaz buka, a także niesamowita gratka – cedry! Himalajski i libański. Wielkie, imponujące. Do tej pory widziałam C. brevifolia na Cyprze, które możesz zobaczyć we wpisie: Co zwiedzać na Cyprze, czyli aromatyczna wyprawa na Cypr – cz. 1. A tu proszę, taka niespodzianka w Holandii.

Inne ciekawe miejsca w Amsterdamie

Zdecydowanie polecam przyjrzeć się Artis. To zoo, muzeum, Artisplein czyli przyjemna, publicznie dostępna przestrzeń, gdzie możemy wypić kawkę i pooglądać flamingi oraz Micropia, czyli jedyne jak na razie muzeum mikrobów na świecie! Co do biletów (poza Artisplein – wstęp wolny), można je łączyć i zobaczyć wszystko. Ja postawiłam tym razem na mikroorganizmy 😉

Muzeum jest nowoczesne, interaktywne. Zmiana oświetlenia od mroku po światło dzienne, schylanie się, dotykanie, oglądanie pod mikroskopem i nie tylko. Już winda jest interaktywna. No i można pooglądać dobrze znane nam rzeczy – ser, chleb, owoce 😉 Można się też całować i zobaczyć, ile mikrobów zmieni właściciela 😉 Można też powąchać niektóre eksponaty, choć tych mogłoby być więcej. Zapach bakterii to bardzo ciekawy temat.

Największe wrażenie robi na mnie w sumie to, że mamy mnóstwo muzeów historii naturalnej czy po prostu zoologicznych, botanicznych, a zupełnie pomijamy inne królestwa świata ożywionego. Jeszcze grzyby załapują się często z roślinami, ale reszta?

Reszta, czyli co? Nie znam się wybitnie na taksonomii, ale tutaj chodzi o prokarionty, czyli właśnie mikroorganizmy, w tym głównie bakterie. W Micropii możemy spotkać bakterie, wirusy, grzyby, porosty… Wow.

Tematyka jest przeciekawa. Mam nadzieję, że w przyszłości powstanie więcej takich placówek, tym bardziej, że mamy teraz technologie, które pozwalają przedstawić ten nie mniej ważny świat w bardzo intrygujący sposób.

Amsterdam – darmowe atrakcje

Na koniec jeszcze coś, co może nie jest aromatyczne, ale też warto zobaczyć 😉 Tym bardziej, że są to bezpłatne atrakcje Amsterdamu.

Po pierwsze warto zrobić sobie wycieczkę promem miejskim (nie ma biletów), aby skorzystać trochę z wodnych uroków miasta.

Po drugie można zwiedzić… szlifiernie diamentów. Amsterdam to miasto diamentów. W House of Gassan trzymałam najdroższą do tej pory rzecz – oszlifowany diament o wartości 37 tysięcy. Euro. Wow. Ten blask robi wrażenie. Samo zwiedzanie też – można nie tylko oglądać, ale także przymierzyć biżuterię, a nawet (to już odpłatnie) skomponować własną!

Podsumowując – Amsterdam zdecydowanie warto zobaczyć. Powąchać, dotknąć, skosztować, doświadczyć.

PS A dlaczego tam nie zamieszkałam? Niestety jest jeden problem, ale zasadniczy. Rynek mieszkaniowy. Ceny wynajmu mieszkań w lokalnej agencji 2700 euro miesięcznie, a mieszkanie do kupna 650 tys. Nie widziałam ani jednego domu jednorodzinnego, wolnostąjącego. Jakkolwiek piękne, róże nie zasłonią wieżowców.


Opublikowano

w

przez